poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział VI 'Gdy wszyscy się od Ciebie odwrócą' cz 2.

    Nie pytajcie się mnie, co zrobiłam. Sama nie wiem i nie znam wytłumaczenia na takie zdziczałe zachowanie. Pragnęłam go. Pragnęłam go jak nikt, nawet durna Pansy, która do niego zarywała od 1 klasy nigdy nie pragnęła go bardziej niż ja. Wdrapywałam się po schodach dotykając delikatnie usta. Pocałował mnie. A to był najlepszy pocałunek w moim życiu. Muszę go przeprosić. Nie - w życiu go nie przeproszę. Nie zasłużył na to. Jeśli.. Jeśli naprawdę mnie kocha ... to wróci i postara się bardziej... Chyba.
Najważniejsze jest to, bym przeprosiła Rona, w jakiś dyskretny sposób.  Nie chcę się z nim spotkać, zaraz zaczną się głupie pytania, zaraz Harry, ten durny Potter przyjdzie i będzie się patrzył na mnie w sposób, jakby chciał mnie zjeść, Ginny to zauważy i ukręci mi kark i taka będzie karma za zabicie Lavender. I tak skończy się mój żywot.
Gdy skończyłam dumać jak mam to wszystko wytłumaczyć byłam przy portrecie Grubej Damy, która patrzyła na mnie z obrzydzeniem.
- No co? Nie zapytasz się mnie o hasło? - zapytałam zirytowana.
- Nie chcę się pytać. Nie wiesz, co się dzieje w pokoju wspólnym!
- To chcę się dowiedzieć. Masło maślane, otwieraj! - zażądałam.
- Uff, to nawet dobrze, że zmieniliśmy hasło.
- CO? Nikt mi nie mówił!
- To sobie trochę poczekasz. Akurat Ginny i Harry...
- Co Ginny i Harry?! - zapytałam głośno. Zabrzmiało to, jakbym się przejmowała tymi dziadami.
- Nie ważne, zobaczyłabyś to sama, gdybyś znała hasło, panno Granger!
- Co .. Co Cię ugryzło? - zapytałam zbita z tropu.
- Nic, powinnaś przejrzeć się w lustrze i coś zrobić z tym wyglądem! Pan Filch nie będzie zadowolony.
Chwila, chwila. No tak, przecież mam mokre balerinki, włosy, rozmazany makijaż. Wyglądałam jak... jak jakaś ofiara gwałtu. Czy ja o czymś nie wiem? Czy coś kontroluję mój umysł, moją pamięć? Raczej drugi raz nie popęłniłam tego błędu i nie wylądowałam z Malfoy'em w łóżku. Mimo to czułam się już od jakiegoś czasu dziwnie. Ale co Harry i Ginny odwalali w...
- Idziesz już? - zapytał oschle obraz.
- A żebyś wiedziała - odpyskowałam i ruszyłam w stronę mojego azylu - biblioteki.

***

W bibliotece zawsze czułam się dobrze. Ale tym razem czułam wzrok pani Pince na moich .. butach?
Filch mnie zabije i da mi kolejny półroczny szlaban.. Tak na zapas, żebym się nie nudziła, latając od Snape'a do Malfoy'a... Pokazałam bibliotekarce karteczkę od profesor McGonagall, potwierdzającą to, że mogę spokojnie wejść do działu ksiąg zakazanych.
- Na jaką to lekcje, panno Granger? - zapytała cichutko kobiecinka.
- Na transmutacje. - bąknęłam cicho. - Profesor McGonagall uczy transmutacji. - odpowiedziałam pewniej.
- No tak, wiem, pracuję tu jakiś czas. - powiedziała sucho. Zdałam sobie sprawę, że w ciągu 7 lat mojej nauki słyszałam jej głos zaledwie kilka razy. - Chodzi mi o temat, transmutacja była moim ulubionym przedmiotem w hogwarcie.
W życiu nie słyszałam żeby pani Pince mówiła coś o sobie. W życiu nie słyszałam żeby mówiła cokolwiek!
- Och, próbuję objaśnić kolegom pewne tematy w transmutacji, zgłębić ich wiedzę...
- Przestań. Przyznaj się, że chcesz wykorzystać podpis Minerwy do jakiś niecnych celów, dla pana Pottera i Weasley'a.
- O co pani chodzi? - zapytałam wstrząśnięta oskarżeniami. Racja, chciałam coś wydobyć, ale nie dla tych buraków. - Jeśli Profesor McGonagall raczyła dać mi swój podpis, to znaczy, że wiedziała jaką dokładnie książkę chcę zdobyć i jakie informacje z niej pragnę zagłębić.
Pince przyjrzała mi się uważnie. Nigdy nie sądziłam, że może być dla mnie 'zagrożeniem'. Nigdy nie sądziłam, że w ogóle cokolwiek wpłynie na nią, by odezwała się do mnie bardziej niż 'Ciszej!' czy 'Proszę bardzo panno Granger, już otwieram'.
- O, witam Panno Granger, co, dziś transmutacja? - zapytała uśmiechając się lekko.


Co?!

- T...T-t-tak, Pani Pince. Zgadza się. Może pani...
- Otworzyć? Już otwieram, ach ta transmutacja ciągle cię męczy. - powiedziała dziarsko i podeszła do bramki graniczącej z działem ksiąg zakazanych.
O co tu chodzi?
- O, dzień dobry panie Malfoy. - powiedziała nie odwracając się od bramy. Jakby słyszała jego kroki. - Mamy karteczkę?
Odwróciłam się. Ujrzałam Draco. Tak, to z pewnością on. Był rozczochrany jak ja, mokry i na jego bladej twarzy pojawiły się lekkie wypieki.
- Witam, Pani Pince. - powiedział wpatrując się we mnie. - Ja dziś tylko wypożyczyć książkę do eliksirów.
- Jaką? - zapytała odwracając się.
- Eliksiry dla zaawansowanych. Nie planowałem uczyć się eliksirów w tym roku...
- Oj Dracusiu, już Ci daję! - zachichoczała Pince.
Przypatrywałam się tej scenie z lekkim uśmiechem. Stara panna Pince, najcichsza osoba którą znam, chichocze jak nastolatka przy... nastolatku.. I to najpiękniejszym, jakiego widziałam.
Zapatrzyłam się na jego szaroniebieskie oczy. Błyszczały. A jego zalotny uśmiech = wywoływał u mnie dreszcze. Włosy, ah te platynowe włosy. Aż chciałoby się je rozczochrać. Jak.. jak chmury na niebie, takie puszyste, takie prawdziwe!
- Granger, idź po swoje książki. - prychnęła bibliotekarka.
Ocknęłam się. Malfoy parsknął śmiechem. Widział to. Odwróciłam się i podbiegłam do ostatniego regału i schowałam się za nim. Wyciągnęłam kawałek pergaminu i powąchałam go. Nie wiem czemu, więc nie pytajcie. Był cały przemoczony, więc wyjęłam różdżkę i go 'wysuszyłam'. Transmutacja była moją mocną stroną, jak każda z nauk ścisłych. Gumkę do włosów zamieniłam w pióro. Zaczęłam pisać. Wiele spraw w tym tygodniu mnie dręczyło i musiałam przelać myśli na papier, skoro nie miałam komu się wygadać.


  1. Ja i Draco, romans, pocałunek, moja ucieczka. Co ze mną nie tak?
  2. Śledzący mnie Snape.
  3. Ginny obwiniająca mnie za wszystkie problemy swojego życia.
  4. Śmierć Lav Lav..
  5. Wyjazd Parvati i Padmy.
  6. Dziwne zachowanie Grubej Damy.
  7. Ginny i Harry.. no właśnie, co?
  8. Pani Pince - dziwne zachowanie.
  9. Draco wypożyczający książkę do eliksirów.. których mam go uczyć.

Odetchnęłam. Jak wylałam część swoich problemów na papier, poczułam się lepiej. Teraz tylko przeprosić Rona... Ale jak? Lepiej poszukam jakiegoś gryfona i poproszę o hasło. Wszystko lepiej wychodzi, gdy nie jest się w przemoczonych ciuchach. No i moja książka. Jeden tytuł, czy to tak wiele. Spojrzałam na listę. Ktoś wypożyczył.. Malfoy...
- Draco, czekaj! - krzyknęłam i pobiegłam za wychodzącym z pomieszczenia blondynem. 

C.D.N ..




sobota, 4 maja 2013

Przepraaaszam ! :D

Przepraszam, ale przez jakiś czas muszę przystopować, głównie dlatego, że trzeba jakoś poprawić oceny ;). I mój głupi błąd.. usunęłam pierwszy rozdział, kawałek z niego ._. Jestem wściekła. Mogę wam obiecać, a jeśli się nie wywiąże z obietnicy trzepnijcie mnie Avadą, że gdzieś tak we wtorek max. w środę pojawi się kolejny wpis :]. Przepraszam, ale .. masakra jednym słowem :D



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział VI ' Gdy wszyscy się od ciebie odwrócą..' Cz I.

Czułam zapach przekwitających kwiatów. Był koniec września. Zaledwie kilka tygodni temu zaczęłam ten rok niefortunnie. Ale... Czemu...? Czemu ja, zabiłam Lavender? Nie chciałam... Targały mną poczucia winy. Byłam teraz bardziej nerwowa, wróciłam do 'starej' Hermiony. Hermiony, która nie lubiła ryzyka, przestrzegała zasad i bała się wielu spraw. Teraz każdy impuls światła mógł wywołać we mnie dreszcze. Każde uczucie tego, że ludzie przyglądają się mi kuło mnie niesamowicie. Leżał na mnie ciężar. Ciężar śmierci. Nie spodziewałam się, że Lavender coś powie. A już na pewno, że Lav zginie. Parvati przyglądała mi się ciężko. Straciła przyjaciółkę. Najlepszą. Próbowałam ją pocieszyć, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Siedziałam na błoniach, pokryta trawą. Nie było mnie widać znad pożółkłych liści. Czytałam, ale tylko przelotnie, ponieważ wciąż myślałam o tragicznej śmierci Lavender. Robią dochodzenie. Znajdą mnie. WYWALĄ MNIE. Nagle ktoś wyrwał mnie z transu.
- Hermiona? - zapytał głos z oddali, jakby bał się, że wybuchnę i ugryzę.
- Tak. - powiedziałam patrząc się w przestrzeń. Próbowałam domyślić się kto to.
Osoba usiadła blisko mnie, a jej chłodne ręce oplotły moje plecy.


Draco.


- Draco? - szepnęłam.
- Cicho. Jestem tu. - powiedział. Tak instynktownie czuł, że napływają mi łzy.
Szlochałam cicho.
- Co się stało Lavender? - zapytał po dłuższej chwili.

Wiedziałam. Wiedziałam, że nie chodzi o mnie. Chodzi mu tylko o wyłowienie informacji.
- Nie wiem. - odpowiedziałam szorstko zrywając się na równe nogi. - Co cię to obchodzi? Nie lubisz jej.
- Nie wiem. - powiedział również wstając. - Narastająca ciekawość.
- Narasta to chyba guz na twojej głowie.
- Co...? - zaczął, ale nie skończył, bo rąbnęłam go 'lekką' lekturą w ten biały, wścibski łeb.
- Co ty wyprawiasz?! - syknął trąc głowę.
- Ty mały, wredny..! - ryknęłam zamachując się jeszcze raz, ale ktoś z tyłu złapał moją książkę.
Odwróciłam się gwałtownie i przyfasoliłam rudzielcowi w nos.
- Ron! - krzyknęłam. - Ron, przepraszam, naprawdę! - powiedziałam dotykając jego rozkwaszonego nosa.
- Nie ważne, Hermiono, naprawdę! - rzekł Ronald pocierając nos. - To chyba da się naprawić... Co robisz z tym bęcwałem?


KOLEJNY.

- Wszyscy jesteście tacy sami! - ryknęłam, upuściłam książkę i pobiegłam do zamku.

***
Przy drzwiach dormitorium usłyszałam szloch.
- Ti, przepraszam, to moja wina. - szepnęłam.
- Nie.. Nie twoja. MOJA. - powiedziała hinduska.
- Ja kazałam złożyć jej przysięgę!
- A ja kazałam jej od ciebie to wyciągnąć. - szlochnęła.
- Ale... Ale Pat...
- Idę do Padmy. Jutro wyjeżdżam. Nie uda mi się pozbierać. - oznajmiła.
- Ale .. Nie możesz!
- Zostaniesz z Fay w dormitorium. Po za tym ostatni rok nie jest obowiązkowy. Sama o sobie decyduję. - powiedziała i odeszła.
Usiadłam na łóżku i patrzyłam się w przestrzeń. Zamurowało mnie. Totalna załamka. Czemu... czemu to przeze mnie? Czemu ciąży na mnie poczucie winy? Czemu na Parvati też? ..
Starając się ukoić łaknące smutku sumienie udałam się gdzieś, gdzie w życiu bym nie poszła...

***
Uchyliłam drzwi, które skrzypiały niemiłosiernie. W uszach słyszałam szum wody, tryskającej z umywalki. Chłodno i wilgotno - to co lubi... Marta. To tutaj się zaczęło. Weszłam do łazienki i od razu przemoczyłam sobie balerinki do suchej nitki. Woda, wszędzie woda! Nawet na moich policzkach, jednakże ta woda nie była z kranu. Była słona, niczym łzy, ponieważ to były łzy. Podbiegłam do kabiny, przy czym towarzyszyły mi głośne pluski wody. Zatrzasnęłam drzwi i padłam na kafelki, mocząc moje cztery litery.
- Oooooo! - krzyknął ktoś głośno, a głos odbił się od kafelek z setnym echem. - Czyżbyś ktoś płakał? Czyżby była to nasza wielmożna Hemionka, która zabiła swoją przyjaciółkę?!
- MARTO! - wyszlochałam. - To TY ją zabiłaś. - wypłakałam.
- Możliwe. - wychrypiał duch, po czym wybuchnął - HERRRRRRRRRMIOOONA TO BEKSA!
Nieszczególnie mnie to wzruszyło. Jęczałam i szlochałam dalej.
- Hermiono? - zapytał głos, niczym balsam na moje uszy. - Jesteś tu?
Nie odpowiedziałam. Szlochałam w dalszym ciągu. Jęknęłam głośno. Niestety, wiedziałam kto to.
- Nie spodziewałaś się tu mnie. - odezwał się chłodny głos zza ściany od toalety.
- Pewnie, że nie. - pisnęłam. - To toaleta dla dziewczyn. - szepnęłam, wycierając łzy.
- Wiem, dlatego myślałem, że Cię tu znajdę. Przestań się na mnie dąsać. No i.. na niego też..
Oświecę was - gadałam z Malfoy'em. Ta rozmowa była tak rozkosznie dziecinna. Z mojej strony dziecinna...
- Na nikogo się nie dąsam, ośle! - krzyknęłam, a mój głos rozniósł się po placówce.
- Właśnie widzę. - zakpił ze mnie blondas.
- Odejdź, weź wyjdź ! - krzyknęłam prędko.
- Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz co stało się z Lavender.
- A jak Ci nie powiem?
- To..
- To co?!
- To cię pocałuję.

CO? CO to w ogóle miało znaczyć?!

- Co? Odejdź. - powiedziałam zszokowana.
- Nie. - rzekł stanowczo.
- Nie żartuję - idź.
- Ja cię kocham!
Dopiero teraz zauważyłam, że Marta przestała śpiewać i przyglądała nam się z taką czułością.
- A .. Ja cię nie. - stwierdziłam po sekundach namysłu.


Nastała chwila ciszy.

Nagle gwałtownie Dracon wziął sytuacje w swoje... usta? Pocałował mnie. Tak jak sobie wyśniłam!
Tak jak w śnie! Tak cudownie, tak.. ROMANTYCZNIE, z takim uczuciem. Przerwał i spojrzał mi w oczy.
- Nic? - zapytał patrząc się na mnie oczami szczeniaczka, które.. raczej nie były dla zabawy.
- Nic. - powiedziałam ze skamieniałą twarzą, wstałam i wymaszerowałam z łazienki.

Co ja do cholery zrobiłam ?!



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział V ''Co przydarzyło się Lav Lav.'

- Lavender! - krzyknęłam oskarżycielsko. Ta senna chwila przyjemności prysnęła jak bańka mydlana. Bardzo realistyczna bańka mydlana. - Czemu mnie obudziłaś?
- Nie wiem. - powiedziała wzruszając ramionami. - Czemu spałaś?
- Co?! - parsknęłam. - To odciągające od tematu pytanie jest żałosne.
Lavender usiadła na moim łóżku po turecku, zasłoniła kotarę i zaczęła płakać.
- Lav, co jest? - powiedziałam siadając. Patrzyłam się na nią uważnie.
- N.. nic.. - siorbnęła nosem. - Naprawdę.
- Tak, może mi jeszcze powiesz, że nic cię nie dręczy. - zakpiłam.
- Miona, po prostu mi smutno.. Przytul mnie! - jęknęła.
Wykaraskałam się z kołdry przytuliłam Lavender głaszcząc ją po niezwykle niesfornych włosach. Przykryłam nas.
- No mów, co się stało. - powiedziałam cicho, przypominając sobie, że Parvati i Fay mają lekki sen. - Proszę. - dodałam po chwili.
LAv nabrała powietrza.
- NO więc.. Eh, nie wiem zupełnie, jak mam Ci to powiedzieć...
- Jakoś to zniosę. - stwierdziłam natychmiast przypominając sobie opowieść Ginny... Nie wiem czy byłam w stanie pochłonąć jeszcze jedną opowieść, ale miałam nadzieję, że Lav oszczędzi mi wątków o moim marnym życiu, przez który ma kompleksy bo...Ron jest mną zainteresowany.
- No, bo.. Ron jest tobą zainteresowany!

Czy powinnam zapisać się na wróżbiarstwo? Chyba jestem dobra z tego przedmiotu..

- Przykre, bo ja nie. - powiedziałam szybko, co było prawdą.. moje serce należało do zupełnie innej osoby. Nigdy nie powiedziałabym, że on, jest dla mnie ważny, najważniejszy, czy w ogóle cokolwiek dla mnie znaczy. Dobra. Dorosłam. Nie mam za co się obwiniać, po prostu kocham go ot tak. On może mnie też.. Nawet nie wiem. Ale czemu nic nie wiem? Może wiem, ale muszę się głębiej zastanowić?

- HERMIONA! Ty nawet mnie nie słuchasz! - powiedziała z wyrzutem.
- Wybacz. Odpłynęłam.
- Na temat Rona? - rzekła, a jej oczy napełniły się łzami.
- Mogłabym Ci powiedzieć, ale .. niestety jestem pewna, że wygadasz.
- To.. na czyj temat? - zapytała zainteresowana.
- Lavender, obiecaj!
- Obiecuję.
- Złóż przysięgę wieczystą. - wypaliłam.
- Co? Oszalałaś?
- Możliwe. - poweidziałam po głębszym zastanowieniu.
- Nie wiem, czy to nie jest karalne.
- Nie skąd. Najgorszą karą jest śmierć za wypaplanie tego Parvati lub Fay, lub komukolwiek innemu.
Lavender myślała przez dłuższą chwilę. Jej plotkarska natura była silniejsza.
- DOBRA.

Wstałyśmy. Musiałyśmy mieć jeszcze jedną osobę. Wiedziałam kogo wybrać. Wyszłyśmy z Pokoju wspólnego...

***
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała idąc za mną.
- Gdzieś na drugim piętrze, obok łazienki Marty.
-Co?! Proszę, nie.. Ona wyśmiewa się z moich loków.
- Ty masz prawie 18 lat, Lav.
- I co? Ona potrafi być cholernie wredna.
- Ale chyba nie zapomniała jak się czaruję, co? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie ma różdżki!
- Och, ty masz tak cholernie ciasny umysł, Lav, Lav. - zażartowałam i otworzyłam ciężkie drzwzi do łazienki.
Tradycyjnie słyszałam szloch Marty.
- Marto.. Chciałabyć poczarować.. może?
Duch dziewczyny rzucił się na dół.
- PEWWNIE. - powiedziała głośno.
- Chcę.. Ona chcę złożyć mi wieczystą przysięgę.
- Jasne, dajcie mi różdżkę.

***
- Dziwnie się czuję. - powiedziała Lav, Lav.
- Nie kłam, po przysiędze wieczystej nic się nie czuję. No może z wyjątkiem strachu.
- To powiesz mi do jasnej ciasnej w kim się bujasz?
- Tak. Wyjdźmy z dormitorium.
Ognisko się paliło. W Pokoju było późno. Zaczynało świtać. Postanowiłam się streszczyć.
- To Malfoy. - wypaliłam. - To Malfoy mi zawrócił w głowie.
- NIE GADAJ! - krzyknęła Lavender.
- LAVENDER! - skarciłam ją. - Nie możesz nikomu mówić, dopóty się nie połączymy, albo w ogóle, do końca nie możesz.
- Jasne. Tak wiem... Chodźmy spać, została nam na pewno z godzinka snu.

***
- AAA, HERMIONO! - krzyknęła Parvati.
Zerwałam się z łóżka.
- Co jest Pat? - zapytałam wpół przytomna.
- Lavender nie.. nie oddycha!
Myślałam, że zemdleje.
- Jak to? Mówiła Ci coś o mnie?
- Tak... tak.. że... że lubisz Malfoy'a.
- Cholera jasna, biegnij po profesor McGonagall! - rozkazałam i rzuciłam się do martwego już ciała Lav.. - FAY! Fay, pomóż mi ją ocucić !
Po wielokrotnych próbach nic nam się nie udało. Zabiłam ją. TAK. Ja to zrobiłam.
Profesor McGonagall patrzyła na nas dziwnie.
- To niemożliwe. To NIE mogła być przysięga wieczysta. Wykrylibyśmy czar.
- A... Jeśli to zrobiła osoba niezapisana do szkoły? - podsunęłam. To przecież Marta nas zaczarowała.
- Och i tak byśmy wiedzieli panno Granger. No cóż... Muszę zawiadomić jej rodziców. Jutro pogrzeb. Na błoniach. Przyjdźcie.


Jestem morderczynią.... 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział IV ' Opowieść Rudej' cz.2

- Jak możesz? - zapytałam z wyrzutem.
- Ja TY możesz ?
- Ginny, ja .. nie chcę nawet z tobą tak gadać! - krzyknęłam.
- To TY chciałaś, bym opowiedziała Ci to, co czuję, więc wychodząc teraz zranisz mnie. - Powiedziała powoli.
- TY raczej ranisz mnie! Jak w ogóle możesz mówić, że twoje problemy są przeze mnie, jak jako jedyna zawsze towarzyszę Ci... ZAWSZE.
- Ty tak myślisz. Ja widzę to inaczej. - powiedziała patrząc się w ogień. Uśmiechała się.
Rozejrzałam się po pokoju. Obrazy smacznie chrapały. Czułam się żałośnie. Złapałam się za głowę dwoma rękami i potrząsnęłam ją gwałtownie.
- No dobra, mów.
Ruda odwróciła się do mnie z prędkością światła. Teraz dojrzałam jej twarz w pełni, nie z profilu. Uśmiechała się złośliwie, racja. Ale jej oczy były wilgotne. Nie rozumiałam jej. Przecież zawsze się przyjaźniłyśmy, ba! ja się z nią przyjaźniłam, nie miała innych koleżanek, dziewczyny z roku jej nie cierpiały.
Między innymi dlatego, że zajmowała wszystkich fajnych chłopców, z czasem nawet Neville'a. Nie wiedziałam co mam mówić, więc zamilkłam. Czekałam, aż Rudawa zacznie swą niekończącą się opowieść, w której oskarża mnie na wszystkie problemy swojego życia.

Szkoda, że nie wzięłam popcornu.


- No dajesz.
Ruda odchrząknęła sobie.
- Pamiętam czasy, kiedy oddałam się pamiętnikowi Riddle'a. To Harry mnie uratował. Nie ciebie, mnie.
- No raczej! Nawet kiedy zobaczyłabym ten dziennik nie byłabym taka...
- Mam opowiadać, czy nie? - zapytała głośno.
- Dawaj.
- Byłam wtedy nim mocno zauroczona. Liczyłam, że w 4 klasie, w mojej 3, zabierze mnie na Bal Bożonarodzeniowy. Myliłam się. Przez długi czas myślałam tylko o tym, że jesteś jego jedyną damską przyjaciółką. Myliłam się, ty wolałaś Kruma, w tym Cię podziwiam, wyrwałam wielu facetów, ale mistrza sportu? Jeszcze nie... - dodała cicho. - No więc, wracając do historii, chciałam sprawdzić, czy wziął na bal ciebie, całe szczęście - nie. Dlatego wybrałam się z ... - tu udała, że wymiotuję - Longbottom'em.
- CO Ci się nie podoba w Neville'u? - zapytałam, a ta zgorzkniała jędza zignorowała moje pytanie.
- Widziałam Cię z Krumem, ale zobaczyłam też smutek Rona. Mojego brata.
- On już Cię nie chcę, nie wiem czemu, nie chcę Cię w rodzinie.
- Wiem. Może poczekałabyś, żebym do tego doszła, co, Hermiono?
- Jasne. - mruknęłam wpatrując się w Rudą.
- Było mi go żal. On.. On cię kochał.. Nadal kocha.
Coś mnie ukuło. Ron. Mój przyjaciel. Moim chłopakiem? Naprawdę? To jakiś żart?

Jeśli tak, to nieudany.

- Tak nieszczęśliwie Cię kocha.. A ty, cóż, wolisz Wybrańca, który przeznaczony jest MI!
- Ginny, ja.. Nie kocham Ronalda, znaczy, jak wiesz... Przyjaciela. Harry'ego też. Lecz jedno jest dla mnie niepojęte. Dlaczego w tym roku postanowiłaś spotykać się z Zachariaszem? Rok temu z nim nie byłaś, prawda?
- Prawda. W sumie, Ron nie cierpi Riaszka..
- Czemu mówisz na niego Riaszek skoro twoje serce rzekomo należy do Wybrańca?
- Bo jest.. Taki czuły, taki nieobojętny... taki..
- GINNY! Przestań, proszę. Natychmiast. CO ty gadasz? Chcesz startować na dwa fronty? To żałosne.
- Możliwe! Co Ci do tego i tak wolisz Malfoy'a!
- ZWARIOWAŁAŚ?! - zareagowałam szybko. - Ginny, chciałam z tobą spokojnie porozmawiać, ale ty zwariowałaś!
- Wyjdź stąd ! - ryknęła! - WON!
- Ginny, nie chcę przez ciebie cierpieć. Jak ty się zachowujesz? Najchętniej poszłabyś się przespać z nauczycielami, żeby podwyższyć oceny!
- Skąd wiesz, że jeszcze tego nie robię? - zapytała złośliwie.

IDIOTKA.

- IDIOTKA! - krzyknęłam. - Nie masz się czym chwalić! Idę stąd.
Powiedziałam, trzasnęłam drzwiami od dormitorium i położyłam się do łóżka. W uszach słyszałam tylko szum mojej krwi i bicie serca. Moim ciałem targała złość. Wywijałam się na wszystkie strony. Nagle wzdrygnęłam się. Na szczęście to tylko Fay, która wróciła z nocnych gargulków, chrapnęła głośno.
Zasnęłam.

***
Stałam w prześlicznej szmaragdowozielonej sukni po kostki. Musnęłam swoje włosy. Były zakręcone w duże, staromodne pukle. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam czemu. Dopiero po chwili domyśliłam się czemu obdarzyłam białą nicość swoim uśmiechem. Ku mojemu zdziwieniu z bieli wyłonił się blady jak tło chłopak, o szarych, zimnych oczach i platynowych włosach. Uśmiechnął się. Nigdy nie widziałam jego uśmiechu, pozbawionego tego oczywistego grymasu. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Spojrzałam mu w oczy. Oj tak, tak cudownie.
- Pocałuj mnie. - powiedział, a jego głos wywołał u mnie dreszcze.
Złapał mnie za talie. Przybliżył swoje usta do moich. Czułam jego ciepło. Jego język, tak wilgotny, tak cudownie łączył się z moim. Przestał. Wgryzał się w moje wargi delikatnie. Wbił zęby w moją szyję, ale nie sprawiało mi to bólu, wręcz przeciwnie - przyjemność.
- Miona.. - szeptał. - Mionna..
- Słucham? - pytałam dla żartu.
Nie zwróciłam uwagi, że już leżeliśmy na podłodze. W prawdzie chłodnej, ale ciepło Dracona dawało mi się we znaki.
- Hermiono, przestań. - krzyczał. Nie wiedziałam o co chodzi. - Przestań.

***

- Przestań, Hermiooona! - krzyczała Lavender.
To był tylko sen.


***

Wybaczcie, że taki krótki rozdział, ale tak się domagacie ;*.



wtorek, 2 kwietnia 2013

Sorry :c

Boże, przepraszam najmocniej, ale nie oriętuję się w komentarzach i cholera 2 usunęłam x.x
Boże, przepraszam dziewczyny! ;* Wstyd mi, naprawdę, naprawdę ;c.
Już jutro opublikuję kolejną część, obiecuję, ale wiecie - nauka :c.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział IV - 'Opowieść Rudej' 1 cz.

- Dlaczego? - Zapytałam z wyrzutem Mistrza Eliksirów.
- BO teraz chcesz go wrobić w coś, co się w ogóle nie wydarzyło Panno Granger!
Próbowałam wstać ze stołka
- Nie tak szybko,Granger!- krzyknął Snape widząc moje próby wstania z drewnianego siedzenia.
- Słucham, profesorze Snape. - powiedziałam siląc się na uśmiech.
- Nie wiem, czy twój umysł to dokładnie zrozumie, więc zacznijmy od samiuśkiego początku, w porządku, Granger?

LUDZIE! CO MACIE DO MOJEGO UMYSŁU DO CHOLERY?!

- Proszę nie wątpić w mój mózg, zapewniam pana Profesora, iż jest w pełni sprawny. - odpowiedziałam złośliwie.
- Och, nie wątpię. - powiedział szybko, a kąciki jego ust zakręciły się w uśmiech. - Tyle, że doszły mnie słuchy, że od tamtego incydentu z błoniami nie jesteś zachwycona postawą pana Malfoy'a.
- Ale...
- Rozumiem też... - przerwał mi Snape. - Iż darzy panna uczuciem pana Malfoy'a.

Co, czemu?  Sama w to nie wierze, że aż tak to widać.

- Profesorze Snape, nie widzę związku z Pańskimi sprawami nauczyciela, a moimi, co prawda tak szaleńczymi uczuciami w okresie dojrzewania.
Severus parsknął śmiechem.
- Zacnie, pani argumenty są na tyle dobre, iż powinienem zakończyć tą rozmowę i zatopić się w lochach Nietoperza.
- Skąd...? - zaczęłam, a ten ponownie mi przerwał.
- Mam swoje sposoby, Panno Granger. - Profesor podniósł głos.
- Nie widzę powodu, bym teraz tu była. Nasze spotkanie miało zacząć się punktualnie o 19.
- Ależ oczywiście, Granger. - warknął Snape. - Ale w takich warunkach czuję się zobowiązany Cię tu zapraszać co sobotę, aż do końca półrocza.
- PROFESORZE SNAPE. - powiedziałam z naciskiem. - NIE WIDZĘ POWODU...
- Byśmy się tutaj widywali tak często, racja, być może ja też nie.
- Niech pan nie żartuję.
Nietoperz się zaśmiał.
- Ja nie żartuję. - powiedział nagle z kamienną twarzą. - Granger, zmniejszę twoją karę do max 2 miesięcy, ale pod jednym warunkiem.
- Słucham? - powiedziałam przygotowując się na najgorsze.
- Podciągniesz Malfoy'a z eliksirów.


WHAT, WHAT, WHAT?

- Słucham?
- Słucham, słucham, słucham. - przedrzeźniał mnie Snape, podniosłam jedną brew. - Malfoy zapuścił się z eliksirów, a drugą najlepszą osobą w klasie jesteś ty. Oczywiście mówię to tylko dlatego, że przysięgłaś mi, iż nie darzysz go uczuciem.
- Ponieważ nie darzę. - powiedziałam szybko.
- Oj tak. Więc będę udostępniał wam sale do eliksirów codziennie. Minimum godzinę dziennie przez jakiś miesiąc.
- Naprawdę? Profesorze Snape, wolę pół roku stracenia sobotnich wieczorów!
- Klamka zapadła, powiadomię Dracona o waszych korepetycjach, juto o 18 w lochach, w porządku?
- Och, w porządku, panie Profesorze. - zgodziłam się czując, że nic nie wywalczę.
- W porządku. DO WIDZENIA. - powiedział głośniej.
Wstałam ze stołka i starając się zostać niezauważoną wymasowałam swój tyłek. Bolał niemiłosiernie, to ' krzesełko ' było cholernie twarde i niewygodne.
- Profesorze.. - skinęłam głową na pożegnanie, a Nietoperzyk odwzajemnił skinienie i pochłonął się w 'Proroku Wieczornym'.
***
Powoli wracałam do pokoju wspólnego, zaraz znów trzeba iść spać, dwa dni z głowy, to straszne. Zero nauki... W pokoju Gryfonów spotkałam Fay, dziewczynę, z którą również dzieliłam dormitorium. Nie byłyśmy ze sobą bardzo zaprzyjaźnione. Tylko.. Ona miała Wybitny z sumów... I była dobra z eliksirów.
- Fay! - krzyknęłam do wychodzącej Fay. - Gdzie idziesz ?
- Na nocny seans gargulków! Profesor Dumbledore pozwolił nam urządzać sobotnie, wieczorne mecze!
- Taaa, świetnie. - powiedziałam siląc się na zainteresowanie - gra w gargulki mnie nie zachwycała.
- Prawda? Szkoda., że nie dostałaś się do drużyny. - powiedziała spuszczając głowę - A ty w ogóle startowałaś? - zapytała po chwili.
- Tak, pewnie, ale nie jestem tak dobra jak ty! - zagadałam.
-Uh, no cóż, ja jestem od tego roku kapitanem, ostatni rok w szkole i mi się przytrafiło, wiesz, to takie ekscytujące, noc, gwiazdy, garkulki i..
- I? - zapytałam.
- Diggory Cedrik.
- Aaa, racja, szukający puchonów? Ciaaacho. - powiedziałam tłumiąc śmiech.
-Oj tak! Jest w drużynie gargulkowej z Puchonami, ale nieźle się dogadujemy, kto wie!
- Fay, mam jedno pytanie. - zaczęłam.
- Dawaj!
- Czy Snape pytał się ciebie, czy chciałabyś dawać korki Draco Malfoy'owi z eliksirów? - wypaliłam.
- Coś ty! - krzyknęła donośnie. - Wariujesz? - zapytała patrząc się mi uważnie. - A czemu pytasz?
- A, wiesz, podobno sobie już nie radzi, a ty jesteś dobra z eliksirów, prawie tak jak ja...
- Och! Nie mam czasu, spadam, pa ! - powiedziała wychodząc przez dziurę w portrecie Fay.
Usiadłam wygodnie w fotelu patrząc się na iskry ognia tryskające z kominka. Nie chciałam nawet o tym wszystkim myśleć. To mnie przerosło. Usłyszałam szloch z konta pokoju. Wiedziałam.
- Ginny? - zapytałam.
Dziewczyna otarła łz
y wzięła głęboki wdech i powiedziała :
- Jak zawsze.
- Ginuś, nie powiedziałaś mi co się stało!
- Ja nic nie wiem. - wychlipała. - Nie widziałam, ani nie słyszałam nic, co mogło by potwierdzić wymazanie pamięci Pansy przez Crabba lub Goyl'a.


Na nic się nie przydała.

- Ginny, nie o to mi chodzi, znów płaczesz! - krzyknęłam.
Ruda rozglądnęła się po pokoju, czy nikogo nie ma. Niestety, spora grupka ludzi patrzyła się na mnie i na Ginerwe jak na jakieś głupie. I może mieli racje.
- Hermi, nie teraz. Spotkajmy się tutaj o 2 nad ranem, jeśli chcesz, bym Ci wszystko wyśpiewała.
- Pewnie, że chcę!
- To proszę, nie rób nic głupiego, tylko obudź się i przyjdź tu.

***
Spałam smacznie w dormitorium. Usłyszałam prychnięcie Krzywołapa, mojego pięknego i mądrego kotka.
Gwałtownie wstałam. Równo 2:00. Uf, czyli Ginny jeszcze dziś powie mi tą zaskakującą historie. Ubrałam kapcie i szlafrok z napisem Miona wyszytym przez mamę. Zeszłam po schodach i ujrzałam wśród kominka zarys sylwetki Rudej.
- Ginn? - zapytałam cicho.
-Taa.. - westchnęła dziewczyna, a ja gwałtownie podeszłam.
- Wiesz, że tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie? - zapytała na wstępie.



NO ZAJEBIŚCIE.